Robert Kupisz to aktualnie jeden z najbardziej rozpoznawalnych projektantów na polskim rynku. Nawet osoby niezainteresowane specjalnie tematem mody kojarzą charakterystyczną postać – zawsze uśmiechnięty, o szpakowatych włosach, zwykle odziany w luźne i postarzane szaty. Jego prace budzą kontrowersje – jednym się podobają, inni twierdzą, że to kicz – taki obraz wyłania się z lektury internetowych komentarzy. Jednak kolorowa prasa, blogi oraz portale modowe i lifestylowe, nie wspominając już o telewizji, niemal wyłącznie „rozpływają” się nad jego twórczością.
Co jest powodem zachwytu? Czy rodzaj twórczości, który uprawia to sztuka czy antykulturowe bezguście, tyle że zapakowane w ekskluzywny marketing? Jeśli jesteście ciekawi mojej opinii, zapraszam do lektury.
Skąd się wziął Robert Kupisz¹
Bohater jest człowiekiem „wielu talentów”. Być może zamiłowanie do sztuki wyniósł z domu. Mama kierowała domem kultury, a ojciec grał w orkiestrze. Ukończył liceum plastyczne oraz studia pedagogiczne. Jednak najpierw został zawodowym tancerzem, potem fryzjerem, stylistą (nie tylko fryzur) i modelem, aby na sam koniec przeistoczyć się w projektanta mody. Ten ostatni etap kariery potoczył się lawinowo. W 2010 roku został uznany (jeszcze nie wiem przez kogo) za najlepiej ubranego człowieka roku w modzie. W 2011 roku zadebiutował ze swoją pierwszą kolekcją odzieżową, a już w 2012 otrzymał tytuł „Projektanta Roku” w konkursie organizowanym przez magazyn „Twój Styl”. Podobno jurorami są „uznani” przedstawiciele środowiska mody. Jak na chłopaka z Gacek (miejscowość w Świętokrzyskiem) to wielka kariera, coś w rodzaju „od pucybuta do milionera”, albo raczej „od Janko Muzykanta do Lenardo Da Vici”.
Część celebrytów lubi pochwalić się ciuszkami od Kupisza, publicznie demonstrując swoje uznanie dla jego prac. Uczciwie muszę przyznać, że gdy się przegląda zdjęcia z pokazów, to wszystkie miejsca na widowni są zajęte, a wśród publiczności nietrudno zauważyć znane twarze. To dobrze świadczy o marketingu projektanta. Natomiast o publiczności wręcz przeciwnie – podejrzewam ich o silne zaburzenia percepcji, nie pozwalające odróżnić ładnego wyglądu od szpetnego. Ponieważ są to często ludzie znani i wpływowi, więc tłumaczę to również pragmatyzmem zawodowym – po prostu warto się pokazać w odpowiednim czasie, miejscu i towarzystwie.
W kilku miejscach wyczytałem (nie wiem, na ile w tym prawdy), że Robert Kupisz to jeden z nielicznych projektantów, któremu przedsięwzięcie się „domyka” biznesowo. Podobno w kuluarach budzi to zazdrość tej części „artystów”, których wybujałe aspiracje nie idą w parze z zarobkami. Prowadzenie prywatnej działalności jest trudne. Zupełnie poważnie i szczerze wyrażam uznanie za rozkręcenie samofinansującego się, dużego przedsięwzięcia, polegającego na szyciu, promocji i sprzedawaniu błazeńskich ubrań w wygórowanych cenach – to niebywała sztuka.
Jaki jest fenomen Kupisza?
O ile samego projektanta można zrozumieć, „gwiazdy” salonu i estrady do pewnego stopnia również, to zastanawiam się, co kieruje zwykłymi ludźmi, którzy muszą za to płacić, i to nie mało, żeby upodobnić się do… błazna? Chyba źle pojęty snobizm i/ lub spaczone poczucie estetyki. Dzisiejsze elity są źle ubrane, w show biznesie szczególnie – wręcz się oszpecają, chodzą w dresach, podartych jeansach i ogóle ostentacyjnie usiłują zwrócić na siebie uwagę wyglądem. Robert Kupisz doskonale się wstrzelił w społeczno-rynkowy trend.
Dawniej z błaznów żartowano, dziś traktuje się ich serio do tego stopnia, że stają się inspiracją w codziennej modzie.
Ludzie pokochali dresy oraz adidasy, więc Kupisz poszedł kilka kroków dalej:
1. „Napompował” do granicy absurdu rzekomy awangardowy „look” odzieży dresowej, kurtek puchowych oraz zwykłych, porozciąganych koszulek.
Na klasyce i w ogóle na normalnych ubraniach trudno się wybić. Przede wszystkim trzeba nauczyć się projektować i szyć na wysokim poziomie, zwłaszcza gdy myśli się o zajęciu miejsca w segmencie premium. Cywilizowany człowiek, wydający kilka tysięcy złotych na garnitur lub klasyczne akcesoria, oczekuje, że będzie wyglądał jak gentleman. Chyba nie muszę tłumaczyć nikomu z czytelników, jaka jest różnica w tworzeniu marynarki lub płaszcza w porównaniu do „najelegantszych” dresów lub kurtki typu ∑ (sigma) i ∏ (pi)! Na szczęście dla takich artystów jest coraz więcej ludzi, którzy zapłacą, żeby upodobnić się do fałszywych idoli, poprzebieranych w komiczny sposób, licytujących się na ilość tatuaży, operacji plastycznych oraz promujących różne wariactwa pod pozorem autoekspresji i tolerancji dla odmienności. Świat stoi na głowie.
Ludzie w ramach owczego pędu akceptują coraz gorsze badziewie, więc trzeba im to dostarczyć, zwłaszcza że chętnie za to płacą. Jednak sieciówki oraz tani producenci postarzanej odzieży zajęli niższy i średni segment rynku, dlatego ten sam koncept warto „opakować” w bardziej górnolotną propagandę, np. wykorzystując wątki patriotyczne (słynne koszulki z orłem wyglądające jak szmaty do wycierania podłogi), królewskie, rycerskie, sportowe i rockowe. Pomijając te dwa ostatnie, jako mniej nobilitujące, to jestem przekonany, że żaden król nie tylko nie ubrałby siebie w taki sposób, ale nawet swemu błaznu nie pozwoliłby pokazać się publicznie.
Nadeszły ciężkie czasy dla klasycznej elegancji, która już dawno ma za sobą „złotą erę” (I połowa XX wieku) i w tej chwili znajduje się w schyłkowym „okresie brązu”, staczając się szybko ku „epoce kamienia łupanego”. Coraz więcej facetów ma dylemat, czy elegancką koszulę wkłada się w spodnie, czy wypuszcza na zewnątrz, a słowo „elegancja” regularnie pojawia się w kontekście odzieży dresowej, niedopasowanej, postarzanej i podartej. „Swobodna elegancja”, „elegancja na luzie”, „stylowy ubiór” i tym podobne zbitki w ramach nowomowy weszły na stałe do zbiorowej świadomości, jako coś lepszego od zwykłej elegancji.
Przypominam swój artykuł na temat eleganckich, miejskich dresów:
Eleganckie, miejskie dresy. Inwazja dresistów – ratuj się kto może!
2. Marka Roberta Kupisza pozycjonuje się w segmencie premium, a nawet super premium, o ile można użyć takich pojęć do opisania handlu przebraniami dla „bogatych kloszardów”. Jak wyżej wspomniałem, szlachetne wątki, np. patriotyczne i arystokratyczne, mają za zadanie stworzyć wrażenie awangardy (coś co wyprzedza innych) w celu podniesienie prestiżu oferowanych wyrobów. W mojej ocenie jest to przemyślany zabieg. Wiele osób daje się nabrać, co łatwo zauważyć w recenzjach blogerów oraz redaktorów magazynów i portali o modzie, którzy prześcigają się w pochwałach nad wyszukanymi i ponadczasowymi inspiracjami.
Na pozycjonowanie – czyli to, co myśli konsument – bardzo silnie wpływa kontekst sytuacyjny. Pisałem o tym jakiś czas temu w artykule o psychologii ubioru. O Kupiszu mówi się tylko dobrze i bardzo dobrze, nigdy źle lub z brakiem uznania. Rzekome kontrowersje to takie „kopanie się po kostkach”, żeby nie przesłodzić, a przy okazji przewinie się nazwisko „salonowej gwiazdy”, np. „afera koszulkowa z orzełkiem” z udziałem Pawła Deląga. Normalny człowiek odsyła reklamowany towar do sprzedawcy i sprawa jest załatwiana bez rozgłosu. W „towarzystwie” takie sprawy załatwia się za pośrednictwem kolorowych gazet i portali internetowych, najlepiej ogólnopolskich, i zawsze z nazwiskiem.
Projektant najczęściej pojawia się wśród ludzi znanych i lubianych, internet jest pełen takich fotografii. Medialni pupile od czasu do czasu pokazują się w jego ubraniach, chętnie korzystają z zaproszeń na pokazy, zawsze naszpikowanych kamerami i aparatami fotograficznymi. W zamian za możliwość ugruntowania swojego celebryckiego jestestwa odwzajemnią się dobrym słowem.
3. Wykorzystał potencjał mediów, znajomości oraz kontakty w świecie show biznesu. Nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek w TV, prasie lub internecie redaktorzy tak chętnie komentowali nowe kolekcje Vistuli, Próchniaka lub Bytomia, które od pokoleń tworzą rodzimą klasykę męskiej mody. Za to bardzo chętnie podchwytują wszelkie dziwactwa. Nie sądzę, by działo się to spontanicznie. Bez pokazów, „gwiazd”, a następnie pochlebnych relacji, recenzji, kolorowych galerii, sprawozdań, plotek itp. działań PR, marka Roberta Kupisza nie osiągnęłaby aktualnej pozycji.
Świetlane perspektywy króla streetwear`u
Jeśli wziąć po uwagę dynamiczny rozwój masowego ruchu dresistów, miłośników podartych jeansów oraz wszelkiej maści streetwear`owców, to czas rozwoju marki jest idealny. Nie przypadkiem jedna z ostatnich kolekcji Roberta Kupisza zwie się „Crown”, czyli „korona” w j. angielskim. Robert Kupisz na króla… ! Czemu nie?
Nasila się zjawisko dresizmu, zatracania zdrowego rozsądku oraz przyjmowania dziwactw za normę. Uważam, że ma to źródła w filozofii oraz psychologi, które są nam suflowane w ramach kontrkultury mniej więcej od przełomu lat 60/70. XX wieku.
Z przykrością wysłuchałem opinii jednego z moich ulubionych arbitrów modowych, Ireneusza Korzeniewskiego, który w audycji telewizyjnej „Pytanie na śniadanie”, w dniu 26 kwietnia 2018 roku stwierdził, że chodzenie w podartych jeansach jest dobre i jemu się podoba, pod warunkiem, że dziury zostały wykonane jako nowe. Czyli stare dziury, powstałe naturalnie pod wpływem eksploatacji, już nie są modne? Rozsądek oraz tradycja podpowiadają, że to z pewnością nie jest elegancja. Cytat ze Stanisława Lema dobrze oddaje trend we współczesnym podejściu do mody: „Ale nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować cierpliwie i powoli”.
Wszyscy chwalą Kupisza
Jak wspomniałem wcześniej, w internecie, kolorowej prasie, a tym bardziej w telewizji, trudno jest natknąć się na krytyczną recenzję. Oto kilka najbardziej charakterystycznych:
„Cudowna kampania kolekcji TANGO od Roberta Kupisza nas powaliła!”, http://www.cosmopolitan.pl.
„Nie ma wątpliwości – te rzeczy sprzedadzą się świetnie. W myśl zasady see now – buy now trafiły zresztą do sprzedaży w sklepie online Kupisza już w czasie pokazu. Na bestsellery typujemy jak zwykle t-shirty (nowy it t-shirt ma nadruk Kupisz Army i kosztuje 300 zł), bluzy, plecaki, dziewczęce sukienki, i napompowane kurtki flyery. Męską zieloną z satynowym połyskiem same nosiłybyśmy do jeansów i minimalistycznych golfów.”, http://www.elle.pl.
„Tancerz, stylista fryzur, projektant mody – Robert Kupisz zdaje się być świetny w każdej profesji, której się podejmie. A jako projektant mody plasuje się w zdecydowanej polskiej czołówce.”
„Tym samym klient otrzymuje modę, z którą jak najbardziej można wyjść na ulice.”, http://www.ekskluzywnymenel.com.
„Projektant w tym sezonie zaczerpnął inspiracji z Tatr oraz górali tam mieszkających. Moim zdaniem poprzez pokaz chciał trochę przekazać powoli umierającą kulturę górali i podziękować jej za wkład w Polską historię. Jak co sezon nie mogło zabraknąć bluz oversize z logo projektanta, bezbłędnie fantastycznych skarpet (które podobały mi się najbardziej ze wszystkich dodatków), sportowych puchówek czy dresowych spodni.”, http://www.rdslav.com.
„(…) Robert Kupisz po raz kolejny udowodnił, jak doskonale potrafi żonglować pozornie odległymi motywami, i jak znakomicie przekłada je na język swoich niepowtarzalnych koncepcji.”, http://www.fashion.apart.pl.
Co kupisz mówi o swoich pracach
„Nie traktujmy siebie zbyt poważnie, odrzućmy ograniczenia i bawmy się naszym wizerunkiem. Możemy być jednocześnie wyjątkowo stylowi i mieć pełen dystans do siebie. Swoje inspiracje przekładam na modę uliczną. Stylizując kolekcje zawsze biorę pod uwagę, czy moi klienci mogliby wyjść w zaprojektowanych przeze mnie ubraniach na ulicę.” – Robert Kupisz o kolekcji „Crown”.
Co ja o tym wszystkim sądzę
Każdy ma prawo do własnej opinii oraz twórczości, tym bardziej ubierania siebie oraz innych jak mu serce i/ lub rozum podpowiadają. Częściowo już wyraziłem swoje zdanie powyżej. Nie widzę logicznego powodu obwieszania ludzi szatami, które szpecą zamiast zdobić.
Jeśli przyjąć, że sensem mody jest pokazywanie człowieka w najpiękniejszej postaci, a sztuka to mistrzostwo niedostępne zwykłym ludziom, to prace Roberta Kupisza są wbrew wszystkiemu.
Czy naprawdę komuś zdrowemu na umyśle podobają się modele oraz ubrania prezentowane w taki sposób? Kostiumy są niedopasowane, porozciągane, deformują sylwetkę, a część modeli jest ucharakteryzowana na chorych lub niezadowolonych. Jeśli wygoda jest naczelnym celem, to czemu nie pójść krok dalej: piżamy, kalesony, rajtuzy oraz kapcie byłyby jeszcze wygodniejsze i nie mniej stylowe, nieprawdaż?
W mojej ocenie w pracach Roberta Kupisza trudno doszukać się elementu garderoby (o kompletnej stylizacji nie wspominając), który świadczyłby, że potrafi projektować i szyć. Wszystko jest za duże albo za krótkie, niedopasowane, przesadzone, kiczowate i ekstrawaganckie… ale „opakowane” ekskluzywnie. Wysiłek „twórczy” nakierowany jest na urozmaicenie niedopasowanych dresów i jeansów o naszywki z logo, zamki oraz inne błyskotki, no i jeszcze „zabawę” kolorami. Jaka to sztuka uszyć wygodny dres w porównaniu do wygodnych, klasycznych spodni? Kolorystyka oraz luźne kroje zdradzają zamiłowanie do sportu. Prawdopodobnie byłby niezłym projektantem odzieży sportowej. Nie jestem pewien, czy takiej stricte przeznaczonej do aktywności fizycznej, ponieważ ta też musi być w miarę dopasowana, ale być może przy maksimum twórczego wysiłku pokusiłby się o kolekcję paradnych dresów dla kadry olimpijskiej – w końcu doświadczenie z orzełkiem już było.
Na koniec chciałbym podkreślić, że moją intencją jest nie tyle krytyka samego projektanta, choć trochę też, bo uważanie go za artystę jest przesadą, co zwrócenie uwagi na bezmyślność ludzi, który powtarzają za innymi pochwały na temat czegoś, co w istocie jest ekstrawaganckim kiczem, lecz podanym z logo drogiej marki.
Osobiście i szczerze odradzam inspirowanie się streetwear`em, Robertem Kupiszem i tego typu pomysłami. Mam nadzieję, że większość czytelników bloga nie chce wyglądać jak Pi oraz Sigma, „eleganckie” dresy używa tylko do sportu lub prac porządkowych, jak również stroni od zniewieściałych stylizacji i przesadzonych rozmiarów.
Trzymajcie fason,
Luigi
Źródło:
1. https://robertkupisz.com/pl/brand/about-robert
Gratuluję kolejnego świetnego wpisu i dziękuję za to, że decyduje się Pan na ocenianie ubioru osób publicznych. Większość blogerów klasycznej mody męskiej zaprzestała tego dość szybko tzn. w momencie, gdy sami wkroczyli już na ,,salony” i nie wypadało im krytykować kolegów finansowanych przez te same stacje i pokazujących się na tych samych galach. Poza tym nie kryje się Pan ze swoimi normalnymi poglądami na wiele dziwactw współczesności, co czyni z Pana kompletny ewenement na tle innych zajmujących się klasyczną modą męską.
Pozdrawiam serdecznie!
PolubieniePolubienie
Witam. Dziękuję za komplement. Staram się, żeby blog nie tylko miał walor edukacji odzieżowej, ale nieco szerszy. Ostatnio zacząłem wyraźniej dostrzegać zjawiska antykulturowe w modzie. Rzeczy trzeba nazywać po imieniu. Sam nie jestem idealny, ale razi mnie, gdy dziwactwa oraz głupota stają się normą. Należy zwracać na to uwagę niezależnie od aktualnej mody.
Pozdrawiam i dziękuję, że zagląda Pan na blog.
PolubieniePolubienie
Bardzo rzeczowy wpis. Samemu nic bym nie ubrał od niego, aczkolwiek bardzo dobrze dobiera marynarki i koszule dla siebie i tego można się uczyć od Roberta.
PolubieniePolubienie
Dziękuję. Kompletnie odradzam inspiracje panem Robertem. Gdyby bliżej przypatrzeć się osobistym strojom projektanta, tym zahaczających o klasykę, też doszukałbym się niedociągnięć, np. wieczorowa stylizacja na bazie marynarki do palenia ze spodniami `a la eleganckie jeansy.
PolubieniePolubienie
Pierwszy raz widzę tego Pana i jego „stylizacje”, ale według mnie to nie jest nawet streetwear. Jestem w miarę zaznajomiony z tą tematyką – ubrania CDG, Supreme, Palace, ASSC, czy buty Adidasa (Yeezy) albo Nike (Jordan, Air Force) zazwyczaj mi się podobają, chociaż w tym nie chodzę. Te stylizacje ze streetwearowej tematyki czerpią chyba tylko długie, podciągnięte skarpety. Nie wiem, czy zwróciliscie uwagę na buty – w większości stylizacji męskich są tutaj pokazane najbardziej popularne, tanie, białe Adidasy. Od tego pana jedynego, czego można się uczyć, to sposobu opakowania swoich „stylizacji” i budowy marki w Polsce. Wyciąganie pieniądzy od bogatych celebrytów to jest prawdziwa sztuka. 😉
PolubieniePolubienie
Panie Luigi, tradycyjnie świetny wpis. Ale musiałem dosyć szybko przewijać zdjęcia, bo oczy bolą. Co to jest? O.O Jak to się mówi ostatnio – masakra… Te „stylizacje” w większości nawet nie są „jakieś”. Kompletny misz-masz, to wszystko jakieś przypadkowe… Jedynie ten łysy chłopak a’la skinead pod koniec jakkolwiek spójnie ubrany. Na niejednego faceta po 40 z brzuszkiem w takiej stylizacji by powiedzieli że Janusz i wieśniak. a tu mamy ikonę stylu podobno… XD
PolubieniePolubienie
Dziękuję.
Niestety mam wrażenie, że taki trend się pogłębia. Mam już w kolejce kilka wpisów, gotowych i w trakcie pracy, pokazujących oraz piętnujących upadek kultury ubioru.
PolubieniePolubienie
genialne podsumowanie, nie mozna tego lepiej ujac 🙂
PolubieniePolubienie